Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3 Następna
- Jak najbardziej, jeszcze jaki. Pół dormitorium akademii w Kardas Kardin smakowało w moich trunkach, kiedyś może uraczę was moimi specjałami ale najpierw biznes. Kolega Volker mówi o polowaniach na zwierzoludzi, brzmi to dosyć lukratywnie, a po ostatnich wydarzeniach groszem nie śmierdzę bo ubezpieczenie armii z jakiegoś powodu nie pokrywa ran po ostrzale artyleryjskim. Możecie liczyć na moją wiedzę i ekspertyzę, ale jeśli chodzi o coś więcej... no to nie mam kurwa broni.
Offline
Uniosłam brew na wypowiedź o stworzeniu drużyny. Tak samo zdziwił mnie pomysł wyprawy do lasu. Bimber za to był kuszącą opcją.
- Póki książę nie ogłosi nagrody oficjalnie, nigdzie się nie wybieram.
Odwróciłam się do Irmelli.
- Co do drużyny to zwykle pracuje sama, ale... tym razem jestem pod ścianą więc w sumie czemu nie.
Offline
Zdziwiłem się na myśl o stworzeniu drużyny ale nieznajomi wydawali się znać na walce. W sumie co mam do stracenia
- Słyszałem, że książę oferuje 10 tysięcy złotych koron. całkiem dobra sumka... - powiedziałem mając nadzieję na zachęcenie ich do tej roboty
Harond Gwiezdne Oko
https://docs.google.com/document/d/15UE … wMziU/edit
Offline
Wreszcie przybywa kapitan Schiller. Wokół niego zbiera się tłum. Jeden ze strażników ustawia skrzynię, na którą sprawnie, jak na człowieka w jego wieku, wskakuje kapitan. Mimo podartego munduru i powgniatanej zbroi, Schiller nadal budzi respekt wśród zgromadzonego tłumu. Jeden gest jego dłoni wystarcza, by zebrani się uciszyli.
- Obywatele Untergardu - zaczyna - to doniosły dzień. Otrzymałem list od księcia Todbringera z Middenheim. Stary wilk nadal żyje, a miasto Middenheim wciąż mocno stoi na swej górze!
Tłum wiwatuje. Po chwili Schiller ponownie podnosi dłoń.
-Książe Todbringer śle swoje podziękowania dla całego Untergardu za rolę, jaką odegraliśmy w odparciu najeźdźców. Powiada, co następuje:" Bitwa na moście w Untergardzie zostanie zapamiętana jako jedna z najchwalebniejszych bitew w historii Middenlandu." Bądźcie dumni, mieszkańcy tego miasta, bowiem wasze poświęcenie nie poszło na marne!
Gdy okrzyki radości ucichły, Schiller kontynuuje:
-By okazać wdzięczność za naszą waleczność, książę posyła nam dowód swojego uznania.
Kapitan sięga do torby i wyciąga bochenek chleba oraz butelkę wina.
-Zostaliśmy zaszczyceni darem w postaci czterdziestu bochnów chleba i tuzina flaszek wina, prosto z zapasów Middenheim.
Tłum szaleje na widok hojnego daru. Wygłodniali ludzie nie mogą oderwać wzroku od świeżego chleba w rękach kapitana. Wznoszą okrzyki:
-Niech żyje książę! Niech żyje książę!
Schiller unosi wysoko chleb i wino, a niezłomni obrońcy Untergardu krzyczą, zdzierając głosy.
Nagle rozlega się głośny trzask i butelka pęka, obsypując Schillera odłamkami szkła i ochlapując go winem. Ogarnięty paniką tłum rzuca się do ucieczki.
Offline
Rzucam na spostrzegawczośc by spróbować dostrzec co rozbiło butelkę
Offline
Próbuję dostrzec co się stało <też rzucam na spostrzegawczość>
Offline
[Spostrzegawczość] żeby zobaczyć co i skąd rozbiło butelkę. Rozglądam się [ Spostrzegawczość] też czy nikt nie atakuje ludzi na rynku.
Offline
Bardin zauważył, że butelkę rozbił strzał, najprawdopodobniej z broni palnej. Iludil oraz Irmella nie zauważyły niczego szczególnego. Volkmar zauważył jakieś ruchy z drugiego brzegu rzeki, za mostem.
Offline
- KURWA LUDZIE, STRZELAJĄ, KRYĆ SIĘ - krzyczę i spierdalam szukać jakiejś osłony
Offline
Wyciągam halabardę i daję moją tarcze krasnoludowi. Patrze [Spostrzegawczość] też gdzie można uciekać.
Offline
Ruszyłam w stronę karczmy. Nie wiem co się dzieje ale potrzebuje swojego ekwipunku.
- Spotkamy się przed karczmą! - rzuciłam przez ramię.
Kiedy wpadałam do swojego pokoju, zgarnęłam szybko łuk oraz spakowane juki. Koń był już osiodłany i tak miałam dzisiaj wyjeżdżać. Wskoczyłam na jego grzbiet i z nałożoną na cięciwę strzałą zaczęłam rozglądać się za poznaną przed chwilą grupą.
Ostatnio edytowany przez Cerber_X3 (2020-04-18 20:55:06)
Offline
Gdy zobaczyłam pękającą butelkę, wiedziałam że zaraz będzie grubo. Nie udało mi się dostrzec co ją rozbiło, miałam nadzieje po prostu że ktoś inny coś zauważył. Kiedy Bardin krzyknął że to strzały, mimowolnie wyjęłam kuszę, i próbowałam wypatrzeć przeciwników. [Rzut na spostrzegawczość]
Ostatnio edytowany przez Irmella Neumann (2020-04-18 20:56:09)
Offline
biorę topory w dłonie i krzyczę - coś się rusza za mostem!- i staram się zobaczyć wrogów [rzucam na spostrzegawczość]
Harond Gwiezdne Oko
https://docs.google.com/document/d/15UE … wMziU/edit
Offline
Dobiegłem do winkla i ukryłem się tak żeby nie widać mnie było od strony rzeki i nie dać się stratować przez tłum.
-Poszukajcie jakiejś osłony!- krzyknąłem do reszty
Offline
Widzicie czterech obrzydliwych mutantów biegnących przez most. Jeden ma macki zamiast rąk, drugi rogi i gęste futro, trzeci świński ryj, a czwarty trzecie oko pośrodku czoła. Wszyscy są okryci podartymi łachmanami i uzbrojeni w pałki. Gdy są już blisko możecie dostrzec w ich oczach płomień nienawiści.
Wiadomość dodana po 2 h 11 min 19 s:
Większość zwierzoludzi padła od potężnej halabardy Volkera. Most został prawie całkowicie zbryzgany krwią poległych bestii. Na szczęście obyło się bez ofiar wśród obrońców oraz mieszkańców. Do bohaterów podchodzi Kapitan Schiller.
-Chwała Ulfrykowi jaka to była walka! Nie wiem co byśmy bez was zrobili. Ledwo zdążyłem dobiec a tu już 4 bestie powalone!
Kapitan odwrócił się do przybyłych właśnie strażników.
-Powieśta ich łby nad bramą główną ku przestrodze innym.
Równocześnie do bohaterów podeszła energiczna staruszka. Wygląda na około 60 lat.
-Witajcie, jestem babunia Moescher. Nie mam nic żeby wam dziękować ale mogę chociaż zaoferować swoją pomoc w opatrunku ran. Zajmuję się tym już od.... bardzo dawna, he he. Mieszkam za murami miasta i prowadzę mały sierociniec, mogę tam was opatrzyć i nawarzyć ziółek przyspieszających go...go...gojenie
Wokół kapitana zebrał się powoli mały tłumek. Podnosi się ogólna wrzawa.
-Może jest ich więcej... tych mutantów?
-To musiał być muszkiet hochlandzki. Tylko on niesie tak daleko.
-Wszyscy tu zginiemy!
-Czy oni... nie wyglądali znajomo?
Offline
Sigmarze, Ulryku i wszyscy bogowie ciągle żyje! Próba pozostania z dala od kłopotów okazała się daremna. Co mnie podkusiło żeby zaszarżować na tych zwierzoludzi?! A może zbytnio zrzędzę? W podzięce mamy przez jakiś czas gdzie spać i co jeść a mnie przez jakiś czas potowarzyszy w głowie szum z rodzaju tych nieprzyjemnych. Rozmowę z kapitanem odłożyłem sobie na później i poszedłem z placu akurat jak zaczęło się robić kolejne zaieszanie. Coś o chłopach i jakimś Hansie. Nieważne mam teraz co innego na głowie.
Pierwszą czynnością po walce było zmycie z siebie krwi. Przez moją lekkomyślność wyglądałem bardziej jak przebrzydły heretyk a nie dumny żołnierz Imperium. Studnia niedaleko pozwoliła na zmycie chlubnych ale dosyć nieodpowiednich "medali honoru". Poza tym nie mam serca roznieść tego do domku babuni Moescher.
Kapitan Shiller był pod wrażeniem, ale jestem ciekawy ile z tej wdzięczności zostanie zmaterializowane. Mam nadzieje że w jakiejś najbliższej przyszłości, do której dożyje. Nie zapewniłem sobie tego, mam nadzieje że ktoś inny o to zadbał. Ważniejsze w tamtej chwili dla mnie był odpoczynek, i co dziwniejsze, modlitwa do Sigmara. Jako podziękowanie oraz prośba o ograniczenie lub odporność na takie próby w przyszłości. Może podążanie Jego drogą to w sumie jakiś plan?
Kołatało mi się też po głowie oprócz tępego bólu czyjaś uwaga o podobieństwie zwierzoludzi. Tylko że ilość krwi na nich upodobniła ich do jakiegokolwiek innego brudnego pomiotu Chaosu.
Takie rozmyślania pozostały ze mną do czasu powrotu reszty do domku babuni.
Ostatnio edytowany przez Volkmar Eisyhowzy (2020-04-20 17:25:18)
Offline
Zeszłam z konia i podeszłam do Volkera, mocno uderzając go w plecy.
- No to było niezłe panie rębajło! Szkoda tylko, że ten z muszkietem zwiał. Taka broń to dopiero jest rarytas.
Zostawiłam babunie z zakrwawionym żołnierzem i ruszyłam do kapitana Schiller, rzucając po drodze do Irmelli:
- A ty popracuj nad celnością. Mogę pokazać ci parę sztuczek. Oczywiście za drobną opłatą - kpiący uśmieszek błąkał się na moich ustach. Ludzie naprawdę powinni zostawić broń strzelecką nam, elfą.
Wychodziło na to, że kapitan faktyczne był pod wrażeniem naszej walki. Zwykle nie mieszam się bezpośrednio do starć, ale to, co się właśnie stało strasznie mnie nakręciło. Czułam jak krew buzuje mi w żyłach, jej szum w uszach był niczym wodospad rozbijający się na ostrych skałach. Musiałam siłą powstrzymać pchający mi się na usta drapieżny uśmiech.
-Kapitanie Schiller! - zwołałam - Ten atak, tak szybko po bitwie to pewnie nie przypadek. Czy może mieć to związek z przywódcą zwierzoludzi? Obiło mi się o uszy coś o nagrodzie od księcia.
Ostatnio edytowany przez Cerber_X3 (2020-04-19 00:01:42)
Offline
No cóż walka nie poszła po mojej myśli, ale to prawda że została mi tylko kusza.
-Nie musisz mi nic pokazywać, trafiłaś tylko raz. No i strzeliłaś o raz więcej. - Trochę zdziwiła mnie ta wypowiedź, szczególnie że pochodziła od kogoś, kto nie zrobił aż tak dużo. No i też nie trafił dwóch z trzech strzałów. Miałam powiedzieć coś o tym że jak to jej preferowana broń, to sama powinna się poduczyć. Jednak stwierdziłam że muszę ugryźć się w język jeżeli mamy współpracować.
-Poza tym bardziej komfortowo czuję się w walce wręcz. Więc zdobycie tej pałki, bardzo poprawi moją użyteczność w walce. Chociaż fakt, muszę kupić coś lepszego.- Jedyne co miałam w głowie to ta nagroda. Muszę się na tym skupić jeżeli mam wytrzymać w tej farsie.
-Poza tym słyszeliście że ktoś powiedział że wyglądali znajomo? Też nie zabrzmiało wam to dziwnie?
Offline
Parsknęłam śmiechem, słysząc tłumaczenia dziewczyny. Liczyć nie umiała czy co? Zresztą kto by się przejmował taką młódką, wyraźnie widać, że próbuje się na siłę wykazać. W pewnym sensie było to trochę uroczę. Nie wiem ile miła lat, ale po tej delikatnej twarzy wnioskuje, że nie więcej niż siedemnaście. Machnęłam na nią lekceważąco ręką nawet się nie odwracając, całą uwagę skupiłam na kapitanie.
Ostatnio edytowany przez Cerber_X3 (2020-04-19 09:24:35)
Offline
-Dzięki za tarczę Volker, ocaliła mi dupę przed tym muszkietem. - Powiedziałem do nowego przyjaciela - Jeżeli kiedykolwiek będziesz czegoś potrzebować to mam u ciebie dług.
Podszedłem do Babuszki:
- Słyszałem, że ma Pani duże poważanie wśród mieszkańców, mam nadzieję, że uchyli pani rąbka tajemnicy i podzieli się wiedzą, mam nadzieję nauczyć się czegoś ciekawego.
Offline
Kurwa dobrze, że Volker był na tam razem ze mną. Ucinał głowy tym potworom jakby robił to całe życie. Tylko czemu ciągle gadał, że zaraz go zabiją? Tak czy inaczej moi nowi znajomi dobrze sobie poradzili w tej walce. Nawet ten krasnolud szarżował na zwierzoludzi bez broni i jeszcze wyszedł z tego bez szwanku!
Podchodzę do Kapitana i zaczynam rozmowę
Harond Gwiezdne Oko
https://docs.google.com/document/d/15UE … wMziU/edit
Offline
Babunia Moescher zwróciła się do krasnoluda.
- Co ja panie krasnoludzie ja żem tylko prosta uzdrowicielka, nie nauczyciel. Rumianu zaparzyć, rany opatrzyć to se chyba już każdy umie. No chyba, że trzeba wiedzieć jak dzieci wychowywać? W tych okropnych czasach przygarniam te biedne sieroty i szukam im nowego domu. Czterech u mnie dzieciaków teraz zostało po tych wszystkich okropnościach. W każdym żem razie zapraszam w moje progi tam was mogę uleczyć, może jakieś lecznicze ziela jeszcze mnie zostały to wam w podzięce na drogę dam. - staruszka odeszła w stronę swojego domku.
- Dziwna to kobieta jest. Nie pamiętam czasów w Untergard gdy jej tutaj nie było a całe życiem tu spędził. - wymamrotał Kapitan Schiller. - Oby nic się nie stało dzieciom, starucha mieszka kawałek za murami miasta i wciąż nie chce przenieść się bliżej.
Do kapitana nagle podbiega zdyszany strażnik.
- Na Ulryka, zwierzoludzie! Zwierzoludzie przy bramie zaatakowali! Zdążyliśmy ich odeprzeć ale Frederic i Johan nie żyją. Było ich dwa tuziny co najmniej.
- Wyślijcie ojca Dietricha by odprawił modlitwę za ich dusze. Wzmocnijcie straże i każcie być gotowym każde....
- Kapitanie! - do Schillera podbiegł kolejny strażnik. Biegł od strony zaatakowanej bramy.
- Co? Znowu zwierzoludzie?! - Kapitan Schiller już chwycił za broń i zaczął biec w stronę głównej bramy, gdy powstrzymał go strażnik.
- Nie, nie, tym razem Ranald nam sprzyja. A może bardziej im. Hans Baumer wraca z lasu. Prowadzi grupę wystraszonych chłopów.
- Stary Hans? Od tygodni go nie widziałem. Już myślałem że po chłopie. Któż by tyle czasu przetrwał w lesie z tymi bestiami?
Offline
-Niezbadane są drogi, na które Sigmar nas posyła! - pomyślałem idąc w stronę domku babuni, gdy przy bramie miasta zobaczyłem jakieś poruszenie. Zwiastowało to kłopoty, ale może chociaż dowiem się dokąd uciekać. No i perspektywa wyleżenia tego ciosu pałką oddalała się. Zauważyłem grupę wystraszonych chłopów i kogoś kto wyglądał jakby właśnie tak jak ja wracał z niezłego mordobicia.
-Hej! Co tutaj się stało?- zapytałem najbliższego chłopa.
Zamiast mi odpowiedzieć tylko durnowato się na mnie popatrzył i zaczął coś bełkotać. Inni nie wyglądali na bardziej odważnych oprócz zarośniętego gościa z łukiem. On wyglądał za zajętego, ale przypałętał się jakiś inny parobek.
-Witaj, moje imię Volkmar Eisenhauer. Czy oni też spotkali zwierzoludzi? - zagiłem
Dopiero gdy podszedłem zobaczyłem ślady walki i trupy strażników oraz mutantów. Ktoś zaczął wykrzykiwać rozkazy, był to włochaty łowca. Słuchali się jego rozkazów mimo że nie miał odznaczeń. Może to ten Hans o którym mówili?
Nie wyglądał na chętnego do pogawędki, ale zobaczyłem inne potencjalne źródło informacji, zakrwawionego strażnika.
- Hej może ty mi powiesz co tu się dzieje? [Plotkarstwo]
Zanim jeszcze poszedłem do sierocińca rozejrzałem się za fantami, które mogli zostawić. [Spostrzegawczość]
A myślałem że dostanie kulą ognia będzie najgorszym co będzie próbowało mnie zabić w najbliższym czasie. Wróciłem do moich wcześniejszych rozmyślań.
Ostatnio edytowany przez Volkmar Eisyhowzy (2020-04-20 17:22:47)
Offline
Prychnęłam jak rozzłoszczona kotka. Nie lubię jak ktoś mnie ignoruje. A kilku martwych ludzi to jeszcze nie powód, żeby się tak rozpraszać. Oni i tak nie żyją przecież zbyt długo.
- Kapitanie! Odpowie pan wreszcie na moje pytania? I może jeszcze na to: Kim jest ten Baumer?
Offline
Korzystając z chwili, stwierdziłam że rozejrzę się po okolicy, w poszukiwaniu kogoś kto mógłby mi udzielić jakichś informacji. Najlepszą opcją byłoby znalezienie kogoś, kto mógłby mi powiedzieć za ile mogłabym sprzedać, tą nieszczęsną kuszę i bełty które mi zostały. Może udałoby mi się wytargować jakąś lepszą cenę. [Targowanie] Trzeba się było też rozejrzeć za jakąś pracą, może jakiś wieśniak wiedziałby o jakiejś. Albo przynajmniej wiedział gdzie mam iść. Poza tym sam fakt że chłopi uważali że zwiorzoludzie wyglądali znajomo, brzmiało dziwnie. Stwierdziłam że warto popytać o to miejscowych.
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3 Następna